Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/717

Ta strona została przepisana.

— Pan Rokesmith nie jest ostatecznie żebrakiem — dodał w końcu.
— Doprawdy! — zawołała z lodowatem szyderstwem Ma — pan Rokesmith jest zatem bogatym panem, bardzo się cieszę, słysząc to z twoich ust.
— Tego znowu nie twierdziłem — bronił się Rumty.
— Tak! to znaczy, że ja skłamałam, bardzo ci dziękuję za kompliment. Zrób zresztą, jak chcesz. Córka mnie znieważa, mąż mnie znieważa, jedno wypływa z drugiego, to całkiem naturalne.
Tu nastąpił wybuch wesołości, a po nim jęk rezygnacyi.
Ale tu wmieszała się do konfliktu Lawinia, wciągając też doń gwałtownie Jerzego, mimo, że ten wolałby stokroć zachować neutralność.
— Ma! — zawołała zapalczywie — i ja także uważam, że należy przyjąć fakt spełniony, zamiast prawić coś o nieistniejących zniewagach.
— Co? co? — krzyknęła Ma, marszcząc brwi.
— To właśnie, co mówię, a i Jerzy jest mego zdania.
Pani Wilfer skamieniała, zwróciwszy wpierw na nieszczęśliwego młodzieńca oburzone oczy, wobec czego Jerzy nie poparł żadnego zdania, nawet własnego.
— Faktem jest — mówiła Lawinia — że Bella bardzo nieładnie ze mną postąpiła. Mogła przecież śmiało mi się zwierzyć ze swych projektów i spytać mnie, czy nie zechcę być na jej ślubie, nie