Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/72

Ta strona została przepisana.

powoli, a po drodze snuł plany na przyszłość i powziął ważne postanowienie.
— Wobec stosunku, jaki łączy mnie teraz z Boffenami, a który będzie wkrótce jeszcze bliższy, nie mogę zostawiać mojej nogi tam, gdzie się obecnie znajduje, to byłoby nieprzyzwoicie.
Rzekłszy to, skręcił w ulicę, zamieszkałą przeważnie przez jubilerów. Silas Wegg lubił oddawna tę ulicę, mimo, że nastręczała mu ona wcale poważne pokusy. Ileż to razy marzył, jakby to dobrze było stać się nagle niewidzialnym i oddalić się stąd bezkarnie, unosząc z sobą parę garści drogich kamieni i złotych zegarków, bez względu na uczucia, jakie wypadek taki obudziły w prawych właścicielach wzmiankowanych kosztowności. Nie mógł myśleć bez wzruszenia o pracujących tu rzemieślnikach, których ręce oszlifowują nieustannie perły, dyamenty i złoto. Nie dziw, że ręce te stają się tak drogocenne, że nawet woda, w której je myją, oddawana bywa do ralineryi dla odszukania w niej kosztownych opiłków.
Nie do ich to wszakże sklepów kierował dziś swoje kroki Silas Wegg. Minąwszy ulicę jubilerów, zawrócił w błotnisty zaułek, gdzie pomiędzy szopą handlarza psów, a sklepem cyrulika znajdowało się okienko, słabo oświetlone jedną świecą. Okienko to było oknem wystawowem, gdzie na froncie stały dwie wypchane żaby, trzymając w łapkach pałasze, jakgdyby zamierzały się pojedynkować. Tu właśnie zmierzał Silas Wegg, a odszukawszy drzwi, wsunął się do sklepu, któremu owo okienko służyło za wystawę. Miejsce, do którego wszedł, było czar-