Słysząc to, Wegg, trochę zadąsany, patrzył na swą zdrową nogę niedowierzająco.
— Pokażę panu zaraz wzorowy mode! — mówił anatom. — Widzisz pan to?
— Założyłbym się, że to nie jest noga angielska — rzucił lekceważąco Wegg.
— Naturalnie, że nie, ta noga należy do dżentelmana francuskiego — tego oto.
Wegg odwrócił się z uczuciem człowieka, który ma być przedstawiony cudzoziemcowi.
— Jeszcze się nie urodził Francuz, do którego chciałbym być podobny — stwierdził z przekonaniem.
W tej chwili rozklekotane drzwi otworzyły się z łoskotem i wpadł przez nie mały chłopczyk, który stanął przed ladą.
— Przyszedłem po mego kanarka, czy już gotów?
— Trzy szylingi i dziewięć pensów — odparł artysta.
Dzieciak położył na ladzie cztery szylingi, mister Wenus rzucił dokoła stroskane spojrzenie, szukając owego ptaszka.
Podniósłszy świecę dla poświecenia mu, Silas Wegg ujrzał z pewną trwogą półeczkę, zastawioną spreparowanemi rękami, które zdawały się grozić mu wszystkimi rozstawionymi palcami. Z pomiędzy tych kości wydobył anatom mały kloszyk szklany, pod którym tulił się wypchany kanarek.
— Patrz, kawalerze! zupełnie jak żywy — rzekł, podając go chłopcu. — Posadziłem go umyśl-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/75
Ta strona została przepisana.