Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/757

Ta strona została przepisana.

co tchu ku rzece. Panowała nad sobą i działała pewnie i stanowczo, bo i czegożby dokazała bez zimnej krwi. Dobiegła do miejsca, gdzie dostrzegła już zdaleka czółno, uwiązane pod wierzbą.
Wskoczyła do niego pewnemi stopami i odwiązała je pewną ręką. Chwyciła potem wiosło, wiszące pod murem i zabrała z sobą sznur, poczem zakołysała się giętkiem ciałem i, odepchnąwszy czółno na pełną wodę, popłynęła przy świetle księżyca tak, jak nie żeglowała przed nią żadna kobieta w Anglii.
Płynęła czas jakiś, szukając oczyma krwawej twarzy, która zniknęła z powierzchni wody.
Liza wiedziała, co to znaczy, wiedziała, że za mordowany poszedł na dno, ale ukaże się po niejakim czasie, trzeba się więc mieć na baczności, aby go nie wyminąć! Zatrzymała czółno, opierając się na wiosłach i czekała, Mniej doświadczone oko nie dostrzegłoby nigdy tego, co ona widziała w dość znacznej odległości od łodzi. Utopiony wypływał z dna rzeki i ukazać się miał niebawem na powierzchni. Podnosząc się, zrobił instynktowy ruch, obracając się twarzą do nieba. Ujrzała więc znów to straszliwie skrwawione oblicze i czekała nieruchomo, bo prąd unosił to okaleczone ciało w kierunku jej łodzi. Liza odrzuciła wiosła i przyklękła, pochylona nieco naprzód, ranny przepływał właśnie koło niej, wyciągnęła rękę, ale wymknął się jej pierwszy raz. Za drugim razem dopiero chwyciła go za włosy.
Jeżeli nie umarł, to w każdym razie bezwładny był i nieczuły. Liza wiedziała, że potrafi