jąca żywo wysiłki rozbitka, który, zaledwie wydobywszy się na powierzchnię fali, tonie znów, i znów idzie na dno, nie mogąc się utrzymać na wodzie.
Pewnego dnia w nieobecności Lizy, Jenny Wren śledziła ze szczególną uwagą przebieg zwykłego kryzysu, podczas gdy Mortimer patrzył z rozpaczą na przyjaciela.
— Panie Lightwood — rzekła mała robotnica, dotykając jego ramienia — on szuka napróżno słowa, które mu uciekło z pamięci, trzeba mu je podpowiedzieć.
— Ale jak? — spytał z żalem Mortimer.
— Zdaje mi się, że je odgadłam; spróbuj pan podsunąć mu je, skoro znów się zacznie niepokoić.
Szepnęła mu coś do ucha, a on spojrzał na nią ze zdziwieniem.
— Spróbuj pan! — powtórzyła raz jeszcze Jenny. — Zabierz pan moje miejsce i powiedz mu te słowa.
Pochyliła się nad chorym i przycisnęła wargi do jego okaleczałej ręki, poczem usunęła się na stronę.
Eugeniusz leżał ze zwartemi powiekami, nie dając znaku życia, ale po niejakim czasie spojrzał na przyjaciela i poruszył ustami.
— Nie mów nic! — rzekł Mortimer, pochylając się nad nim — ja będę mówił za ciebie, a jeśli zgadłem, potwierdzisz tylko. Słuchaj, czy chcesz wziąć ślub z Lizą?
Słowa te wymawiał powoli, jak mógł najwyraźniej. W oczach chorego zabłysła radość.
— Bądź błogosławiony, Mortimerze!
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/774
Ta strona została przepisana.