Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/779

Ta strona została przepisana.

cia o pakowaniu, ale na ten raz zapakuj mi to, co potrzebne, podczas, gdy się będę przebierała.
John usłuchał wesoło, ona zaś włożyła płaszczyk, kapelusz i rękawiczki, a uściskawszy męża na pożegnanie, zbiegła na dół, gdzie Mortimer mocno już zniecierpliwiony, uspokoił się, widząc ją golową do drogi.
— Mąż pani jedzie z nami? — spytał, rzucając okiem ku drzwiom.
— Ach, zapomniałam, mąż mój przeprasza stokrotnie, że nie mógł wyjść do pana, ale twarz ma okropnie spuchniętą. Dostał nagle fluksyi, czy też wrzodu i czeka na chirurga, który go ma opatrzyć, a może i lancet będzie w robocie.
— Ciekawa rzecz! — zauważył Lightwood — żem nie spotkał dotąd pana Rokesmitha, mimo, żeśmy pracowali obaj dla pana Boffena.
— Doprawdy, pan go dotąd nie widział? — zawołała Bella, z doskonale udanem zdziwieniem.
— Zaczynam wątpić, czy się wogóle kiedy spotkamy.
— Zdarza się czasem taki dziwny zbieg okoliczności — prawiła dalej, — ale chodźmy już, panie Lightwood.
Pojechali na dworzec, gdzie powinni już byli zastać pastora Milwey z żoną, którego Mortimer uprzedził wcześniej jeszcze. Zacny pastor opóźnił się, zatrzymany przez owieczkę płci żeńskiej, jedną z tych, które stanowią plagę ludzi jego zawodu.
Owieczka ta, już dość podeszła, poczytywała sobie za obowiązek wyróżnić się z grona wiernych zawziętem uwielbieniem, jakie okazywała pastoro-