Ten pan robił wrażenie człowieka tak zmieszanego, że pastor ze zwykłą dobrocią starał się go ośmielić i przemówił do niego pierwszy.
— Zdaje mi się, żeśmy się już spotykali, ale naprawdę nie mogę sobie przypomnieć.
— Bradley Headstone! — rzekł ten, cofając się nieco w cień.
— Ach tak, tak, pamiętam już — pan jesteś nauczycielem.
— Państwo wymówiliście przed chwilą nazwisko osoby, którą znam. Jest to siostra jednego z mych uczniów, miss Hexham.
— Tak panie! właśnie jedziemy do niej — objaśnił go pastor.
— Tak, o niej właśnie mówię. Spodziewam się, że nie zdarzyło się jej nic złego. Czy może straciła kogo ze swojej rodziny?
Pastor Milwey zrobił w duchu uwagę, że nauczyciel zachowuje się dziwnie i ma szczególny ton mowy, odpowiedział jednak uprzejmie.
— Miss Hexham nie straciła dotąd nikogo. Czy pan przypuszczał, że jedziemy na pogrzeb?
— Tak sądziłem — odparł Bradley — to jest może mimowolne skojarzenie wyobrażeń nasunęło mi to przypuszczenie. A więc państwo nie na pogrzeb?
— Całkiem przeciwnie, panie, i skoro pan, jak widzę, życzliwy jesteś pannie Hexham, szczęśliwy jestem, mogąc uwiadomić pana, że jedziemy właśnie na jej ślub.
Bradley pobladł i prawie zsiniał, chwytając się konwulsyjnie słupa, który podtrzymywał skle-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/782
Ta strona została przepisana.