Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/799

Ta strona została przepisana.

— Nie bój się pan — rzekła Jenny, odgadując jego obawę. — Lis nie wychyli się dziś ze swej nory, bo go tak obito, że się ruszyć nie może.
Tu mała robotnica opowiedziała szczegółowo całe zajście Alfreda Lammie z Fledgebym.
— A teraz powiedz mi prawdę, panie Riah, czy Fledgeby ma jakiego wspólnika, czy też on sam jest Pubseyem i spółką, a pan jego podstawionym agentem. A może pan jesteś tym Pubseyem?
Riah, po krótkiem wahaniu, zaprzeczył ruchem głowy.
— A więc Fledgeby prowadzi sam interes i ciągnie z niego zyski?
Riah tym razem przyznał jej słuszność.
— A dlaczegoż pan nie powiedział tego nikomu, tym biednym ludziom, których tamten ograbiał, ani mnie nawet; przecież to bardzo brzydko wygląda.
— Tak, brzydko — odparł poważnie Riah — tak brzydko, że zacząłem się brzydzić sam sobą. Tego dnia, gdy on kazał mi zaprotestować weksel tego biednego dżentlmena, pana Twemlow, i kiedy pani, miss Jenny, rozgniewałaś się tak na mnie, myślałem o tem długo wieczorem, gdym był sam w moim ogrodzie. Zrozumiałem wtedy dopiero, jak nikczemną rolę wziąłem na siebie. Zrozumiałem także, że, postępując tak, szkodzę nietylko sobie, ale i wszystkim ludziom mego plemienia. Bo w innych narodach mogą być źli i dobrzy, bo mówi się o nich, zły Grek, zły Turek, ale może być także dobry Grek i dobry Turek. O nas zaś się mówi żyd i to wystarcza, jakgdyby wszyscy żydzi byli źli.