— Z pewnością, Johnie, czy to koniecznie musimy się przenieść?
— — Interes nasz tego wymaga.
— To wszystko bardzo pięknie, ale czy nowe nasze mieszkanie odpowie wymaganiom naszego maleństwa. Czy bobo będzie się w niem dobrze czuło? Mam nadzieję, że pomyślałeś o tem Johnie?
— Tak dalece, że urządziłem wszystko tak, abyś sama mogła zwiedzić nasze nowe mieszkanie.
Popłynęli więc nazajutrz do Londynu i udali się do zachodniej dzielnicy West End, a potem na ulicę tak dobrze znaną Belli z czasów, gdy mieszkała u państwa Boffenów.
— Ależ Johnie, gdzie jesteśmy?
— Jak widzisz, moja droga.
John dzwonił do bramy zbytkownego pałacu, gdzie mu natychmiast otworzono, a podawszy ramię żonie, prowadził ją po schodach, na których poustawiane były wszędzie kwiaty, ułożone z najlepszym smakiem.
— Ach Johnie! — szeptała Bella — co to wszystko znaczy?
— Nic, moja droga, chodźmy dalej.
— Nie wejdziemy tu, przecież ja nie czuję się na siłach.
John opasał ją ramieniem i wniósł prawie da pokoju, gdzie czekała ich rozpromieniona pani Boffen.
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/810
Ta strona została przepisana.