Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/826

Ta strona została przepisana.

trzy i pół szylinga, których ja nie przyjąłem, bo byłoby to nawpół darmo. Miałem duży płócienny parasol, deskę i dwa kosze.
Pan Boffen słuchał tego wyliczania z wielkim namysłem, jakby chciał dokładnie oszacować wartość wymienionych przedmiotów.
— To nie dosyć — mówił dalej Wegg. — Miałem jeszcze protekcyę miss Elżbiety i wuja Parkera, a przytem co warta krzywda moralna, jaką mi pan wyrządziłeś, każąc mi czytać te historye o skąpcach. Od tego czasu inteligencya moja upadała. Co warta jest inteligencya takiego, jak ja, człowieka?
— Parę funtów, jak myślę, które mogę ci ofiarować — odrzekł pan Boffen.
— Nie! na to nie mogę przystać przez szacunek dla samego siebie.
Zaledwie wyrzekł te słowa, John Harmon dał znak Salopowi, który przyczołgał się był już do Wegga. Pochwycił też obu rękoma literata za kołnierz z tyłu i zarzucił go sobie bardzo sprawnie na plecy, mimo pewnych trudności, jakie sprawiała w tym wyadku drewniana noga literata.
Wegg przyjął ten wypadek z twarzą zdziwioną i bardzo niezadowoloną, której jednak nie oglądano już długo w gabinecie pana Boffena, ponieważ Salop wyniósł swój ciężar, poprzedzany przez pana Wenus, otwierającego mu drzwi i nie zatrzymał się aż na ulicy. Miał on tylko polecenie zostawienia Wegga na chodniku, ale, ujrzawszy stojący nieopodal wóz ze śmieciem, poczciwy Sa-