wiwszy się ze skazanym na wygnanie gościem, pogrążyła się w czytaniu, Riderhood jednak zbliżył się raz jeszcze do okienka, mówiąc:
— Pani jest niesprawiedliwa dla mnie.
Monarchini Abigail zmarszczyła brwi i czytała dalej.
— Panno Abbej — rzekł znów Riderhood, — czy mógłbym powiedzieć jeszcze ostatnie słówko?
Rzuciła mu ukośne spojrzenie, czem ośmielony, przechylił się prawie połową ciała przez okienko, jakby zamierzał wpaść do baru.
— Mówcie, co tam macie, ale się śpieszcie — rozkazała Abigail.
— Czy to dlatego nie wolno mi przychodzić, że się pani boi?
— Nie boję się was, Riderhood ani troszkę, zapamiętajcie to sobie — rzekła pogardliwie Abigail.
— Nie to chciałem powiedzieć, broń Boże...
— Więc co? proszę was Riderhood, mówcie zrozumiale.
— Bo widzi pani, lżej by mi było na sercu, bez obrazy waszej, gdybym się dowiedział, za co mnie pani wyścigała z pod „Sześciu tragarzy“, podczas kiedy taki Gaffer...
Na dźwięk tego imienia, jakby chmura przesunęła się przez oblicze panny Potterson.
— Gaffer — rzekła — nie był nigdy karany.
— Tak, nie był dotąd w kryminale, ale są tacy, którzy posądzają go o gorsze kawały, niż to, co się mnie zdarzyło.
— Któż go posądza?
— Ja pierwszy.
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/84
Ta strona została przepisana.