Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/93

Ta strona została przepisana.

dem położeniu, do czego przymusiła ją konieczność.
Gdy weszła do swej izby, znalazła tam ciszę i spokój. Lampa paliła się na stole, brat jej spał głęboko na swym tapczanie. Liza zrozumiała w tej chwili jedno. — Ona nie odejdzie, ale brat jej musi stąd iść. Syn Jessego Hexham nie może rość w tym domu, gdzie spadnie na niego zła sława ojca. Liza usiadła przed ogniem dogasającym, otuliwszy się chustką. Godziny upływały za godzinami, a ona siedziała wciąż z kobiecą cierpliwością, nie pozwalając sobie na sen. Zaczęło wreszcie świtać, była piąta godzina rano. Wtedy dopiero Liza zakrzątnęła się koło śniadania dla ojca, który powracał zwykle rankiem ze swych wycieczek, stosując się do godzin przypływu i odpływu.
Nastawiwszy kociołek z wodą, dziewczyna zaczęła wydobywać z różnych kryjówek groszaki miedziane i srebrne. Układała je stosami i liczyła kilkakrotnie.
— Co to jest Lizo? — zawołał nagle Karol Hexham, siadając na swym tapczanie. — Co tu robisz w nocy, dlaczego liczysz pieniądze?
— To już nie noc Karolku, wstawaj i ubierz się, powiem ci potem wszystko.
Liza miała zawsze przewagę nad chłopcem. Usłuchał i teraz i myć się zaczął, zanurzywszy głowę w szafliku z wodą, poczem nacierał się gruba płótnianką tak zawzięcie, jakgdyby był sam swym najgorszym wrogiem. Wśród tych czynności rzucał siostrze niespokojne pytania.