Strona:PL Carroll - W zwierciadlanym domu.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

stem z natury dobroduszny, a żeby ci pokazać, że nie jestem dumny, mogę ci podać nawet rękę! – i uśmiechnął się od ucha do ucha, pochylając się naprzód (omal nie spadł, gdy to uczynił) i majestatycznym ruchem podał Ali rękę. Spoglądała nań trochę niespokojnie, gdy podaną rękę ściskała.
– Gdyby się uśmiechnął jeszcze bardziej, napewno kąciki ust złączyłyby mu się ztyłu głowy, – pomyślała, – a wówczas nie mam pojęcia, coby się z tą głową stało! Obawiam się, że gotowa byłaby spaść z szyi!
– Tak, obiecał mi przysłać dworzan na koniach, – mówił Wańka-Wstańka dalej. – Podnieśliby mnie w ciągu sekundy, bo przecież stać ich na to! Ale uważam, że rozmowa nasza zbyt szybko się toczy, wróćmy raz jeszcze do tego, o czem mówiliśmy na początku.
– Obawiam się, że już nic nie pamiętam, – uśmiechnęła się Ala uprzejmie.
– Wobec tego zaczniemy odnowa, – zaproponował Wańka-Wstańka, – teraz na mnie kolej, abym wybierał temat rozmowy… – („Powiedział to tak, jakby wśród jakiejś towarzyskiej zabawy!” pomyślała Ala.) — Mam dla ciebie jedno zapytanie. Powiedziałaś, że ile masz lat?
Ala zastanowiła się na chwilę i rzekła:

102