dze, – pomyślała Ala, przystając. – O, jedzie tam! Znowu spada z konia, do czego jest zresztą przyzwyczajony. Ale jakoś podniósł się prędko i wdrapał się na siodło, chociaż te wszystkie przedmioty przytroczone do siodła, bardzo mu muszą przeszkadzać…
Poszła dalej, mówiąc wciąż do siebie i obserwując na odległość, kroczącego wolno konia i spadającego co chwilę na ziemię Rycerza, który ustawicznie otrzepywał się z kurzu i wsiadał napowrót na wierzchowca. Po drugim, czy trzecim takim upadku, wierzchowiec dotarł wreszcie do zakrętu drogi, Ala zaś wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i wesołem skinieniem pozdrowiła Rycerza, który po krótkiej chwili zniknął za gęstemi zaroślami.
– Przypuszczam, ze mu to dodało odwagi, – pomyślała, zamierzając zbiec szybko z pagórka. – A teraz jeszcze ostatni strumyk i będę już Królową! Jakżeż to brzmi wspaniale! – Każdy krok zbliżał