Strona:PL Carroll - W zwierciadlanym domu.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

tem w pierwszej chwili zaparła jej oddech w piersiach.
– I jakie to muszą być olbrzymie kwiaty! – wpadła po chwili na pomysł. – Wyglądają, jak chatki pozbawione dachów, a te ule – cóż za dziwny gatunek miodu muszą robić te owady! Zejdę chyba nadół – nie, jeszcze teraz nie pójdę – myślała, przystając nagle i usiłując znaleźć jakieś usprawiedliwienie dla swego nieoczekiwanego onieśmielenia. – Nie mogłabym przecież zejść nadół i znaleźć się tam wśród nich, nie mając porządnej długiej gałęzi, którą bym się mogła bronić. Jakie to będzie zabawne, jak mnie zapytają, czy mi się podoba ten spacer. Wówczas muszę powiedzieć: „Ach, owszem, bardzo mi się podoba…” (i w tej samej chwili przyszło jej nagle do głowy), „tylko tu tyle kurzu i tak strasznie gorąco i słonie tak boleśnie kąsają!”
– Lepiej będzie, jak zejdę nadół inną drogą, – postanowiła po chwili, – a te słonie, to może później odwiedzę. Zresztą takbym chciała dostać się do Trzeciego Pola!
Usprawiedliwiając się w ten sposób, zbiegła po zboczu pagórka i przeskoczyła pierwszy z sześciu wąskich strumyków.


43