stąd ni zowąd, miałoby imię „Ala”. Ale przecież nie każde stworzenie jest takie mądre, jak człowiek.
Poczęła kierować się w stronę lasu, który wyglądał bardzo chłodno i mrocznie.
– Ale przyjemnie tu być musi, – zauważyła, wchodząc między drzewa, – gdy się po takim upale wchodzi do... do czego? – zadrżała nagle, zaskoczona tem, że nie może znaleźć odpowiedniego określenia, – Trzeba usiąść pod... pod... tem! – dotknęła dłonią pnia drzewa. – Jakto się nazywa, czyż zapomniałam? Przecież to musiało mieć jakąś nazwę, ale nie mogę jej sobie w żaden sposób przypomnieć!
Stała w milczeniu przez chwilę, głęboko zamyślona.
– Coś się naprawdę ze mną dzieje! A kim ja jestem? Trzeba sobie przypomnieć koniecznie! Trzeba się zmusić do przypomnienia! – Lecz to zmuszanie nie przydało się na nic i w główce Ali powstawał coraz większy zamęt. – Jestem pewna, że moje imię rozpoczynało się na L!
Nagle dojrzała wędrującą po lesie małą sarenkę, która spojrzała na nią szeroko przerażonemi oczami.
– Chodź tutaj! Chodź tutaj! – zawołała Ala, wyciągając rękę ku sarence. Sarenka cofnęła się o
Strona:PL Carroll - W zwierciadlanym domu.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.
56