Braciszek Klaps dogóry skoczył
I tak się śmieje w żywe oczy:
— I cóż, żem ci grzechotkę popsuł?
Nie boję się smarkatych Klopsów!
Wtem słychać z nieba straszny huk!
Sfruwa na ziemię Czarny Kruk.
Zdjął obu braci strach okrutny
I zapomnieli o swej kłótni.“
– Wiem o czem myślisz, – rzekł Klops, – ale wiedz o tem, że wcale tak nie jest.
– Przeciwnie, – podchwycił Klaps, – gdyby tak było, należałoby się z tem pogodzić, lecz skoro tak nie jest, tem lepiej. Taka jest moja logika.
– Właśnie myślałam o tem, – zaczęła Ala bardzo grzecznie, – która byłaby najlepsza droga, żeby nią wyjść z tego lasu, bo przecież robi się już ciemno. Czy zechcielibyście mi łaskawie powiedzieć?
Lecz pulchni mali ludkowie spojrzeli tylko wzajemnie na siebie i uśmiechnęli się. Wyglądali zupełnie, jak para dużych uczniaków i Ala nie mogła się oprzeć temu, żeby wskazać palcem na Klopsa i powiedzieć „Pierwszy uczeń”!
– Cicho! – zawołał Klops porywczo i zaraz napowrót zacisnął wargi.