– Stanowczo wolę Morsa, – zauważyła Ala, – bo chociaż żal mu było biednych ostryg.
– Ale zjadł o wiele więcej od Cieśli, – uśmiechnął się Klaps. – Widzisz, zasłaniał się cały czas chusteczką, aby Cieśla nie mógł liczyć, ile ostryg zjada. Przeciwnie.
– Bardzo było mądrze z jego strony! – Ala wydęła pogardliwie usta. – Wobec tego wolę Cieślę, skoro nie zjadł tak dużo, jak Mors.
– Ale Cieśla zjadł tyle, ile mógł, – odezwał się Klops.
Zagadka była trudna do rozwiązania. Dopiero po chwili namysłu Ala rzekła:
– Dobrze! Uważam, że obydwaj byli bardzo niemili... – W tej chwili zadrżała przejęta lękiem, słysząc jakiś szmer, który sprawiał wrażenie sapania wielkiej parowej maszyny, znajdującej się gdzieś w pobliżu, chociaż Ala jednocześnie podejrzewała, że sapać tak musiało jakieś dzikie zwierzę. – Czy są tutaj w pobliżu lwy albo tygrysy? – zapytała nieśmiało.
– To tylko Czarny Król tak chrapie, – uświadomił ją Klaps.
– Zbliż się i spójrz na niego! – zawołali obydwaj bracia i chwycili Alę za ręce, pociągając ją w stronę śpiącego Króla.
Strona:PL Carroll - W zwierciadlanym domu.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.
71