– Nie powinnaś się do mnie w ten sposób odzywać, – powiedziała Owca, nie podnosząc głowy z nad roboty. – Przecież ja tego sitowia tutaj nie posiałam i nie mam zamiaru go stąd wyrzucić.
– Nie, ale myślałam, że mogłybyśmy się zatrzymać i urwać trochę sitowia, – szepnęła błagalnie Ala. – Jeśliby ci to nie przeszkadzało, możnaby łódkę zatrzymać na chwilę.
– Jakże mam ją zatrzymać? – oburzyła się Owca. – Jeżeli przestaniesz wiosłować, to się sama zatrzyma.
Tak więc łódź popłynęła bez wioseł, aż wreszcie wpłynęła bezszelestnie w gęstwinę wysokiego sitowia. Ala zakasała rękawy i poczęła rwać sitowie, zapominając zupełnie o Owcy, o jej robocie na drutach i o całym świecie, gdy stała tak pochylona w łodzi, z włosami zanurzonemi w wodzie, zrywając całe więzie pachnącego sitowia.
– Żeby tylko się łódka nie wywróciła! – pomyślała w duchu. – Ach, jakie to cudowne! Tylko nie mogę dosięgnąć. – Istotnie była to jakaś tajemnicza pokusa, bo im więcej sitowia zerwała, tem piękniejsze wyrastało, lecz w żaden sposób dosięgnąć go nie mogła.
– Najpiękniejsze rośnie zawsze najdalej! – rzekła wreszcie z westchnieniem, rozżalona, że sito-
Strona:PL Carroll - W zwierciadlanym domu.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.
94