wie rośnie tak daleko i z zaczerwienionemi policzkami i rozwianym włosem, cofnęła się spowrotem do łodzi, układając sitowie ostrożnie.
Cóż to dla niej znaczyło, że właśnie teraz sitowie zaczęło więdnąć i tracić swój zapach i krasę, skoro ona przed chwilą je zerwała? Nawet prawdziwe pachnące sitowie żyje tylko krótką chwilę, a to przecież było sitowie nieprawdziwe, to też roztapiało się, jak śnieg, leżąc tak u stóp Ali, Ala jednak nie zwracała na to uwagi, co przecież o tylu innych ciekawych rzeczach myśleć musiała.
Popłynęły jeszcze kawałek dalej, aż w pewnem miejscu wiosło ugrzęzło w wodzie i w żaden sposób nie można go było wyjąć (jak Ala potem opowiadała), i skutek był taki, że rękojeść wiosła chwyciła Alę nagle za podbródek i mimo głośnego krzyku ściągnęła ją z ławeczki i rzuciła na pęk sitowia leżącego na dnie łódki.
Jednakże Ala nie potłukła się bardzo, to też wkrótce wstała. Owca dalej robiła na drutach, jakby właściwie nic nie zaszło.
– Śliczny był ten rak, którego złapałaś, – zauważyła, gdy Ala usiadła na dawnem miejscu, odetchnąwszy z ulgą, kiedy się zorjentowała, że nadal jeszcze znajduje się w łódce.
– Naprawdę? A ja go nie widziałam, – zdzi-
Strona:PL Carroll - W zwierciadlanym domu.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.
95