Mieli słuszność moi bracia, że nie chcieli iść ze mną — pomyślał sobie dziki — tu pewno nikt nie mieszka; ani drzewa na schronienie, ani zwierzęcia na pokarm; wolę, wolę swoje lasy, puszcze nieprzebyte.
— Schronił się pod pierwsze drzewa, lecz daleko odchodzić nie chciał, gdyż był niezmiernie ciekaw, jak ta łąka w dzień wygląda.
∗ ∗
∗ |
Błysnął wreszcie promyk słońca, i w tej samej chwili ruch wielki powstał na łące: rozległy się krzyki ptaków, głosy zwierząt, wśród których zdawało mu się, że rozróżnia nawoływania ludzi.
— Czyżby tu ludzie żyli? — pytał sam siebie z wielkiem zadziwieniem. Jeżeli są naprawdę, to muszę zobaczyć, czy podobni do nas, i zapytać ich, co tu robią.
Nagle spostrzegł całą gromadę ogromnych zwierząt z rogami na głowie, postępujących zwolna i skubiących trawę. Stąpały dosyć ciężko grubemi nogami, a niektóre wydawały ryk przeciągły.
Dziki człowiek stał i patrzał. Myślał sobie, ile to mięsa na jednem takiem zwierzę-