nic powiedzieć nie mógł z powodu niezmiernego zachwytu.
∗ ∗
∗ |
Największe jednak zdziwienie teraz dopiero czekało dzikiego, gdy ujrzał na jednem z tych zwierząt człowieka. Koń pędził, człowiek krzyczał, trzymając się grzywy, wywijał długą witką i kierował całą gromadą.
— Za pierwszym jeźdźcem ukazał się drugi, potem trzeci, czwarty... Dziki człowiek sam już nie wiedział, co myśleć, więc przyłożył do ust obie ręce, niby trąbę, i huknął z całej siły.
Przestraszone zwierzęta pomknęły galopem, lecz jeden z jeźdźców zatrzymał swojego rumaka i podjechał do nieznajomego.
— Coś ty za jeden? — zapytał zdziwiony. Skąd się tu wziąłeś?
— Ja jestem mieszkańcem puszczy, ale ktoś ty taki?
— Ja jestem mieszkańcem stepu. (Wielka bardzo łąka stepem się nazywa).
— A cóż ty tutaj robisz? Jak żyjesz? Czem się żywisz?
— O — rzekł jeździec — dawniej trudno