jego, Zygmusia, który miał mieszkać razem i uczyć się z Guciem.
Zygmuś był trochę starszy, ale nietaki zdolny, więc mniej nawet umiał od Gucia. Na pierwszej lekcji Gucio ciągle odpowiadał, a Zygmuś słuchał tylko i podziwiał, jak ten malec dużo umie!
Zato kajety Zygmusia daleko były porządniejsze, i Gucio wstydził się niezgrabnych liter, przekreślań i kleksów.
No — pomyślał sobie w duszy — teraz to już napewno się poprawię.
I pierwszy raz w życiu tego dnia tak się starał, tak uważnie pisał każdą literkę, że mama prawie nie poznała jego pisma. On sam był dumny, że mu się tak udało, i przyrzekł mamie przy Zygmusiu i siostrach, że odtąd zawsze tak porządnie pisać będzie.
— Znów obiecujesz, Guciu — rzekła mama — wolałabym już, żebyś nie przyrzekał wcale, bo znów nie dotrzymasz obietnicy.
Gucio się zaczerwienił, gdyż spostrzegł, że Zygmuś dziwnie na niego patrzy.
— Zobaczy mama, że umiem dotrzymać słowa — rzekł poważnie.
Mama się uśmiechnęła, lecz nic nie odpowiedziała, Gucio zrozumiał przecież, że mu niedowierza, i przykro mu to było; wstydził się też Zygmusia, bo już nieraz się przekonał, że stryjeczny jego braciszek w najmniejszej rzeczy dotrzymuje słowa.
Tak się też uparł, że przez cały tydzień
Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Dotrzymuj słowa.djvu/07
Ta strona została uwierzytelniona.