Ta strona została uwierzytelniona.
— Nie chciałem, żeby mnie pytali, dlaczego sam przyszedłem.
Gucio zarzucił ręce na szyję Zygmusia i ucałował go serdecznie.
— Dziękuję ci — rzekł — nie za to, że tu na mnie czekałeś. Jesteś prawdziwym moim przyjacielem. Teraz już wiem napewno, że nigdy nie złamię słowa.
I rzeczywiście tak było. Gucio stał się tak słownym, że za przykład go dawano. Nie zapomniał nigdy o najdrobniejszej obietnicy, bo zaraz przypominały mu się słowa Zygmusia; wszyscy mu też wierzyli i kochali go bardziej jeszcze.
On sam zaś był najszczęśliwszy, Zygmusia pokochał jak brata, i gdy chwalono jego słowność, zawsze mówił:
— Zawdzięczam to Zygmusiowi.