Obaj chłopcy z wdzięcznością spojrzeli na nauczyciela.
Rozpoczęła się lekcja: Antoś odpowiadał jak zwykle wybornie, ale Czesławek jąkał się, zacinał, czerwienił, widocznem było, że niewiele umie. Pan Mieczysław znów się zdziwił i spojrzał na niego z wyrzutem, lecz milczał. Czesławek spuścił oczy, czuł widać swoją winę.
Zaczęła się arytmetyka. Tym razem Antoś dość trudne zadanie rozwiązał doskonale i z radością podał kajet nauczycielowi, Czesławek wyjął swój także, lecz była w nim tylko zaczęta i przekreślona robota.
— Co się to stało? — spytał pan Mieczysław. — Nie jesteś dziś przygotowany do lekcji. O lenistwo cię nie posądzam, lecz powiedz mi, dlaczego nic nie zrobiłeś i nie umiesz?
Czesławek bał się rozpłakać, więc milczał ze spuszczonemi oczyma i pobladłą twarzyczką, ale wyręczył go Antoś.
— To przez Ludwisia, proszę pana — rzekł cicho. — Czesławek odwiózł Ludwisia do domu, a że nikogo oprócz służącej nie było, został przy nim, okładał mu nogę zimną wodą, i tak zeszło do wieczora. Potem głowa go rozbolała, i nie mógł się już uczyć, ani zrobić zadania.
— Skąd-że wiesz o tem, Antosiu?
— Sam opowiadał mi dzisiaj.
— A ty byłeś przy tym wypadku?
— Byłem, proszę pana.
— I nie odwiozłeś Ludwisia?
Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Dotrzymuj słowa.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.