zwierzęta i ptaki. Nie śmiała prosić go sama, więc powiedziała to mamie do uszka.
Mama zbliżyła się do Olesia, który odrabiał arytmetyczne zadanie, i pocałowała go w czoło.
— Mój synku, widzisz, Ewcia taka słaba, takie brzydkie bierze lekarstwa, tak jej smutno dzień cały, pozwól jej obejrzeć książkę ze zwierzętami, którą dostałeś od wujaszka.
Oleś spuścił oczy i zaczerwienił się mocno. Mama uważnie patrzała na niego.
— Proszę cię o to, Olesiu, — rzekła łagodnie.
— Ona ją z pewnością splami — szepnął chłopczyk, nie podnosząc oczu i zbliżając się do półeczki.
— Sama jej rączki umyję — powiedziała mama — nic nie je przecież, czemżeby ci splamić mogła?
Oleś nic już nie powiedział i podał mamie dużą książkę, a widać było, że mu to sprawia wielką przykrość.
Mama obmyła gąbką rączki i buzię Ewci, położyła książkę na czyściutkiej kołderce i odeszła spokojnie. Oleś uczył się w drugim pokoju, ale uważać nie mógł, tak go niepokoiła ta pożyczka.
Tymczasem mały Zygmuś, który, bawiąc się w konie, dobrze widział, co się stało, co chwila zsiadał z kozła, wysuwał języczek, jakby mu to co pomogło, i na paluszkach zbliżał się do łóżka siostry, by popatrzeć na obrazki.
Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Dotrzymuj słowa.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.