poplamili taką drogą książkę!... A nie chciałem dać, nie chciałem! Nigdy, nigdy nic swego nie dam tym rozbójnikom, tym rabusiom! Nigdy nie dam! Słyszycie? Niech mnie mama nie prosi, bo nie dam. To moje. Wolę spalić, niż im dać. Moja książka! moja książka!
Mama chciała mu perswadować, chciała obejrzeć szkodę, zobaczyć, jak ją naprawić, ale Oleś zbliżyć się nie dał. Rzucił się cały na książkę i krzyczał:
— Nie dam! nie dam! Nie dam się dotknąć nikomu na świecie!
— To też jej nie dotknę więcej — powiedziała mama — ani żadnej twojej rzeczy. Jesteś brzydkim samolubem! Milsza ci książka, niż zdrowie rodzeństwa. Wstyd mi, żeś moim synem!
Odtąd rodzeństwo nigdy o nic go nie prosiło, a on myślał tylko o tem, żeby dostać od ojca szafkę na klucz zamykaną, gdzieby mógł wszystko schować przed ciekawemi oczami.
Wkrótce Zygmuś i Ewcia, kochając się bardzo, przestali na niego prawie zważać, trzymali się z daleka od jego półeczki, nie siadali nigdy przy jego stoliku, a jeśli bawił się z nimi, to prawie jak obcy, bo tylko ich zabawkami, swoich nigdy nie dotykając.
Ale jeśli zobaczył coś u Zygmusia lub Ewci, co mu się bardzo podobało, to zaraz proponował zamianę.
— Daj mi ten obrazek — mówił — ty
Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Dotrzymuj słowa.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.