go i tak zniszczysz prędko, ja ci dam za to co innego.
I wybierał stare rzeczy, które go już nie bawiły, albo zepsute, nic nie warte i wychwalał je przed rodzeństwem, żeby się zgodzili na zamianę.
Oleś chodził do szkoły, lecz koledzy nie lubili go także. Zaco go mieli lubić, kiedy nikomu nigdy nic dobrego nie zrobił? Oleś mówił sobie, że o to nie dba wcale, ale przykro mu było. Do zabawy go nie zapraszali, u żadnego nie bywał, sekretów mu nie powierzali, nic nie żądali od niego, lecz niczem się też nie dzielili. Był tam wprawdzie drugi chłopczyk, taki sam jak on samolub, z tym mógł się bawić i rozmawiać, ale to mu nie sprawiało przyjemności.
— Hej, koledzy! składka na biednego Władka, co nam pierniki nosił — wołał raz wysoki Kostek. — Nogę złamał, był w szpitalu, nie ma za co kupić nowego towaru.
Posypały się dziesiątki, nawet złotówek parę. Kostek z czapką obchodził wkoło, potrząsając nią co chwila. Gdy stanął przed Olesiem, ruszył ramionami.
— Ty nie dawaj — rzekł głośno — jeszczeby się biedak udławił twoim groszem.
I posunął się dalej.
Oleś zaczerwieniony sięgnął do portmonetki.
— Patrzcie, patrzcie, koledzy — wołali chłopcy — Oleś ma dziurawe ćwierć grosza,
Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Dotrzymuj słowa.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.