które mu brudzi portmonetkę, więc chce należeć do składki.
— Nie bierz, Kostek, nie bierz! — krzyknęli inni, — będzie potem chciał kupować za pół ceny pierniki.
Cała klasa wybuchnęła śmiechem.
— Moi kochani — rzekł Oleś prawie ze łzami w oczach — przecież nikogo nie skrzywdziłem.
— To prawda — powiedział Kostek — bądźmy sprawiedliwi: Oleś jest samolub, ale porządny chłopiec.
— O, tak, porządny, codzień się czesze, myje i obciera z kurzu swoje książki. Co nam z tego porządku? Co komu po nim na świecie? Niech się od razu wypcha porządną słomą i umieści w porządnej szafie na wystawie, żeby cały świat widział, jak to porządnie wygląda samolub. Brr! nie chcę być takim! Strzeż się, Kostek, bo cię zarazi, już go zaczynasz bronić.
Kostek odsunął się pomimowolnie, wszyscy koledzy wybuchnęli śmiechem, Oleś tylko siedział blady, zawstydzony, nie wiedząc, co z sobą zrobić.
Po powrocie do domu usiadł smutny w kącie i nic nie mówił. Mama myślała, że nie umiał lekcji, więc go o to spytała, lecz odpowiedział, że umiał lekcje bardzo dobrze.
Wieczorem ojciec popatrzał mu w oczy i zapytał, czy nie ma nic do powiedzenia. Wtedy Oleś wybuchnął płaczem i opowiedział
Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Dotrzymuj słowa.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.