przykro nie być kochanym, a na życzliwość ludzką koniecznie zasłużyć trzeba.
Dotąd nie wyobrażał sobie, jak to przykro być przez wszystkich odtrąconym i nie mieć przyjaciela; w domu wiedział, że go kochają, chociaż nie jest dobrym; martwią się jego samolubstwem, ale przebaczają mu wszystko, — lecz inni ludzie, koledzy... Inni kochają tych tylko, którzy zasługują na to. On nie zasłużył na ich przyjaźń, on jest gorszy od wszystkich... Ale on nie chce być gorszym!
Wstał bardzo rano i wyszedł bez śniadania. Dowiedział się od stróża w szkole, gdzie mieszka Władek, co nosił pierniki, i poszedł do jego mieszkania.
Była to ciasna izba, podobna do piwnicy, z okienkiem w górze. Władek o kuli jeszcze, bardzo blady, próbował, czy uniesie koszyk z piernikami; matka jego z dzieckiem na ręku uspakajała starszą dziewczynkę, która stłukła glinianą gwizdawkę i płakała głośno.
— Cicho, Basiu, cicho — mówiła — wrócił Władek, kupi ci cacko, będziemy jedli dziś obiad, patrz, co ma pierników, panowie wszystko kupią.
— Będziemy jedli obiad? — zapytała, dziewczynka. — Gotowany?
— Gotowany. Widzisz drzewo i kartofle.
Dziecko uspokoiło się zupełnie.
— To niech mama prędko gotuje.
— A jakże, zaraz, tylko zabaw Józię.
Nikt nie widział Olesia, który, stojąc
Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Dotrzymuj słowa.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.