w progu, wysłuchał tej rozmowy, a teraz cofnął się nieznacznie, potem pobiegł do domu i wkrótce powrócił, niosąc flecik drewniany i małego konika.
Były to jego własne zabawki, które zachował niezniszczone.
— Niech pani to przyjmie ode mnie dla dzieci — rzekł grzecznie — a to, dodał, czerwieniąc się mocno i kładąc rubla na stole, to jest z mojej skarbonki na mięso dla Władka, żeby prędzej odzyskał siły. Przyjdę do niego w niedzielę z kościoła.
I wybiegł, nie czekając na podziękowanie.
Wieczorem rzekł do Zygmusia:
— Może chciałbyś obejrzeć moje nowe obrazki, co mi dziadziuś przywiózł z Krakowa?
Zygmuś i Ewcia spojrzeli na brata, nie wierząc własnym uszom.
— Dałbyś? — spytała Ewcia.
— Jeśli umyjecie ręce...
— Ach, Olesiu, jakiś ty dobry! Olesiu drogi! Olesiu kochany!
I ściskali go i całowali z całej duszy. Potem umyli ręce i oglądali obrazki z taką radością, aż im się oczy świeciły, a buzie zarumieniły jak jabłuszka.
Ale najszczęśliwszy był Oleś: serce biło mu jak młotem, co chwila łzy miał w oczach. Czuł, że mu tak lekko, wesoło na duszy, jak nigdy jeszcze nie było.
— Może się chcesz zamienić na moją nową portmonetkę — rzekł Zygmuś, pragnąc
Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Dotrzymuj słowa.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.