— O ile dzisiaj nasze wiadomości sądzić o tem pozwalają, niema ich i nie może być już z tej przyczyny, że niema tam powietrza ani wody, a my nie znamy istot, któreby żyć mogły bez tych żywiołów, na ziemi niezbędnych dla wszelkiego stworzenia.
— Dajno pokój, Maryniu — przerwał żywo Franek — bo nie o tem mieliśmy mówić. Pan Adam nam opowie, jakieto gwiazdy deszczem będą spadały na ziemię, jeżeli nie prawdziwe?
— A wy mieliście mi powiedzieć przedtem, co to znaczy — gwiazdy prawdziwe.
— Prawdziwe gwiazdy — rzekł dobitnie Kostek — to wcale nie planety, krążące dokoła naszego słońca, ale też słońca, większe i wspanialsze od naszego, bo mniejszych nie widzimy, a tak od ziemi oddalone, że promień światła, na którym — podług wyrażenia Romka — w 8 minut mógłbym zajechać na słońce, niósłby mię na najbliższą gwiazdę ze trzy lata. No, a teraz pomyślcie (ci zwłaszcza, co się boją), ile tysięcy, a może milionów lat taka pani gwiazda musiałaby wędrować, żeby dostać się na naszą ziemię! A przecież każda w innej znajduje się odległości, jakimże więc sposobem wszystkie jednej nocy mogłyby naznaczyć sobie szturm do naszej ziemi?
— Czy to prawda, co on mówi, proszę pana? — pytał Franek z niedowierzaniem.
— Prawda, że gwiazdami nazywamy słońca, podobne do naszego, chociaż i odmienne, wspanialsze, większe (bo mniejsze dla nas są niedostrzegalne), mające własne światło, a tak oddalone
Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Noc sierpniowa.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.