Poranek był ciemny, mglisty; ciężkie, szare chmury zasłaniały całe niebo już od dni kilku i widocznie nie miały zamiaru ustąpić. Smutno było na świecie. Chociaż deszcz nie padał, trawa, kamienie, kwiaty — mokre były od mgły wczorajszej ulewy, — motyle, muszki i wszelkie owady pokryły się tak, że wcale widać ich nie było; ptaszki nawet nie świergotały, tylko od czasu do czasu ćwierkały jakoś smutno i żałośnie, jakby się skarżyły na słotę i zimno.
Na brzegu lasu, pod dużym, rozłożystym dębem rozwinął się niedawno malutki fijołek. Pospieszył się nieboraczek, myślał, że to już wiosna, że będzie ciepło, i pilno mu było wysunąć główkę z ziemi i otworzyć kielich zielony. Jakże tego żałował teraz. Myślał, że ujrzy świat piękny, wesoły, że młode roślinki będą opowiadały różne ciekawe historje, że wietrzyk pieścić go będzie, muszki i owady