też pracować, sama widziałam, jak tam pracują w ogrodzie, na łące, w polu. Ciebie pewno jeszcze matka i ojciec karmią?
— Tak — szepnęła Lucia, trochę zawstydzona.
— No, no, — rzekła jaskółka, to ogromne pisklę! Radziłabym ci jednak nauczyć się jakiej roboty, przecież matka zawsze żywić cię nie będzie, ciężko jej być musi, bo pewno jeszcze masz więcej rodzeństwa.
— Ja się też uczę — powiedziała Lucia dziwnie nieśmiałym głosem.
— To co innego, choć ciekawam bardzo, czego się uczysz, leżąc tu na sianie? Ale opowiesz mi to innym razem, teraz już nie mam czasu; do widzenia.
Może ja i jestem leniuszkiem? pomyślała sobie Lucia. — W domu tam wszyscy pracują: ojciec, mateczka, Reginka, wszyscy ludzie — ale tak gorąco...
Spojrzała w górę, — na poblizkiej sośnie siedziała wiewióreczka, łuszcząc szyszki sosnowe. Nakryła się od słońca puszystym ogonkiem niby żółtą parasolką i chrupała twardą szyszkę tak głośno, że słychać było.
— Czy to prawda, wiewióreczko, że ja jestem leniuszkiem? — zapytała Lucia nieśmiało.
— Bo ja wiem, moja dziewczynko — odpowiedziała wiewiórka wesoło — może ty ciężko pracujesz, leżąc na tem sianie; może ci kazali go pilnować, żeby sarny nie zjadły,
Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Słoneczko.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.