Wieczorem Maciejowa, rozbierając dzieci, prawiła im kazanie.
— To mi pięknie, przyzwoicie, wyprawiać takie brewerje! Gospodarz chciał do sądu skarżyć, policję sprowadzić; wszyscy lokatorowie powiedzieli, że się wyprowadzą zaraz; śliczne sprawowanie! I taka duża panna, żeby nie miała ambicji drzeć się na całe gardło, jak ulicznik.
Zosia naturalnie w policję nie wierzyła, ani w groźby lokatorów, lecz uczuła dotkliwie wyrzut Maciejowej; zrozumiała, że stryjowi przeszkadza w pracy ich zabawa, więc skorzystał z pretekstu, aby jej zabronić. Może być pewny, że więcej nie narażą się na to.
W nowem mieszkaniu pokój stryja był bardzo niewielki i daleko od dziecięcego; pewno go wybrał dlatego, aby o nich jak najmniej wiedzieć. Nie zbliżały się też tam wcale, gdy pracował zamknięty, ale w jego nieobecności Zosia nie mogła się oprzeć pokusie zbadania tajemniczego przybytku. Korzystała skwapliwie z każdej nieuwagi Maciejowej, aby wsunąć się tutaj, usiąść przy »świętem biurku«, wziąć do ręki pióro, obejrzeć książki. Maciejowa ogromnie gniewała się o to i groziła zawsze, że poskarży przed stryjem. Tegoby tylko trzeba! Zosia drżała na myśl samą o spojrzeniu, jakie rzuciłby na nią przez wierzch okularów.
Nie poprawiła się przecież pod tym względem.
Raz rozlała atrament na zapisaną kartkę.
Boże, co się z nią działo! Przez chwilę była pewna, że ziemia rozstąpi się pod nią, nawet pragnęła tego; potem drżącą ręką starła plamę fartusz-
Strona:PL Cecylia Niewiadomska - Za późno.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.