Niektóre z tych kluczy, gdy je spróbujemy dopasować do opowieści samego wieszcza, dają wyniki wprost zabawne. Jeden z najlepszych i najnowszych znawców Danta, biorąc pochop z osobistych jego wyznań o tem, kiedy się zakochał, jak Beatrycze, raz zagniewana nań, odmówiła ukłonu, i o wielu innych czysto ziemskich szczegółach sprawy sercowej — stawia taki oto szereg pytań niektórym komentatorom: «Więc w dziewiątym roku życia Dante zakochał się w kościele? Więc kościół uznał go godnym ukłonu dopiero wtedy, gdy skończył lat osiemnaście? Czyż poeta maskowałby miłość dla kościoła? Czyż dlatego kościół nie odpowiedział mu ukłonem? Czyż kościół chychotałby na widok serdecznego bólu poety?» [1]
Nieraz jeszcze czytelnik spotka się z podobnie bystremi pomysłami. Niechaj więc pamięta, że w dziełach wielkiego florentczyka ma do czynienia z czemś w rodzaju jakiegoś starego poetyckiego zakonu, którego wielka starożytność i domieszka symboliki średniowiecznej poniekąd upoważniają do najdziwniejszych tłómaczeń i przypisów. Półtora wieku księgi te krążyły nadto w rękopisach, porastały więc jak mchem błędami kopistów, naleciałościami treści i języka, które skaziły niewątpliwie — bo to widać z zestawienia różnych manuskryptów — pierwotną osnowę i do reszty ją zagmatwały. Do dnia dzisiejszego trwają prace nad ustaleniem tekstu i, na dobrą sprawę, dopiero za naszych czasów weszły na właściwą drogę. Dotąd słowa, myśli i sama dusza Danta żyły jakoby w siatce dowolnych a nieprzeliczonych egzegez. Nawet najbliżsi mu i współcześni, a więc najpewniejsze, zdałoby się, źródło wiedzy o nim, jak Giovanni Boccaccio, dużo na własną rękę skomponowali. Wiel-
- ↑ Scartazzini: tamże.