urastającą w bezbrzeżną tęsknotę, z dumą, którą raz po raz szarpała boleśnie łaska pańska druhów i protektorów.
Nie pierwszym i nie ostatnim był z poetów, rzuconym przez ślepe żywioły na mieliznę — ale właściwości usposobienia i charakteru, ale nerwowy jego ustrój ze zwykłego dosyć dramatu czyniły tragedyę. I jeśli dzieje duszy twórczej przechowały to cierpienie jako katuszę, a ten bardzo powszedni rodzaj odwetu jako zbrodnię, to całkiem słuszną rządząc się intuicyą. Albowiem w danych warunkach było to męczeństwo, tortura wzorowa, której nazwą i wspomnieniem nie jeden wielki duch określał dotąd własne swoje bóle, mówiąc: «Jak Dant przez piekło przeszedłem za życia». Zresztą dla wieszcza florenckiego był to raczej czyściec, bez którego, kto wie, czy miałaby Boska Komedya tę poezyę goryczy, tę wiecznie czujną żałość opuszczenia i ciągłe łaknienie opiekuńczych skrzydeł jakiegoś anioła stróża, którem każdy wiersz tchnie niemal żywiołowo.
Trwał zaś ten okres aż do roku 1310, kiedy-to na nowo rozbłysła zorza imperyalizmu w osobie Henryka VII i świat patrzył na jego przygotowania do wielkiej wyprawy na Rzym, znanej w dziejach pod nazwą Römerzug’u. Z tej zorzy pada i na życie i na duszę poety różowe światło nadziei; wchodzi on wówczas w nową erę, w istną «vita nuova» rozumu, jak ongi wstępował w nowe życie serca.
Ta pamiętna data jest jakoby kopcem granicznym między dwoma gościńcami wygnańczego żywota. Ułatwia ona żywo chronologię doli i niedoli Danta. I tem bardziej, że jest nie tylko kartą jaśniejszą, ale zarazem wyraźniej zapisaną. Wszystko bowiem, co ją poprzedza i wypełnia owe lat osiem, poczynając od poselstwa rzymskiego, nosi na sobie znamię istnego chaosu wypadków. Jest ich wielkie mnóstwo, ale nie zawsze są zrozumiałe, wyjaśnione i spra-
Strona:PL Cezary Jellenta Dante.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.