stoteles rządzi w filozofii. Bo Dante — rzecz osobliwa — myślał światami, na których tronie sadzał najwyższe wcielenia powagi i jedności: Boga, Mojżesza, Arystotelesa. Powszechność, wszechświatowość to jego natura, jego cecha żywiołowa, o której powiada sam w innym znów utworze: «Ja, dla którego (a właściwie: «My») ojczyzną świat — jak dla ryb ocean». A mówi to tonem lekkiej pogardy dla tych, co swą ziemię i mowę rodzinną uważają za coś lepszego i piękniejszego. Bo chociaż tak bardzo miłuje Florencyę i za tę miłość wygnańcem został i pragnąłby nad wszystko na świecie mieszkać nad Arno i «wertować pisma poetów i pisarzów opisujących świat» (znowu świat!), to jednak wierzy, iż mogą istnieć kraje piękniejsze nad Toskanię, a język słodszy i dźwięczniejszy niż mowa latyńczyków (De vulgari eloqu. VI).
Dlatego-to nazywają go kosmopolitą [1]. Ale to jeno patryotyzm włoski, rozszerzony na wszystkie ziemie i ludy, to odnowiona i uszlachetniona przez idealizm duma rzymska Wergiliusza — uszlachetniona, bo pełna czci dla narodowych odrębności, zwyczajów i sympatyi. Z przedziwnem jasnowidztwem uznaje Dante zależność kultury od naturalnego ukształtowania kraju. To, co pisał w tej materyi i objaśniał przykładami w 1-ej księdze Monarchii, mogłoby również figurować w dziele takiego Buckle’a. Jego kosmopolityzm jest ideą i uczuciem nawskroś chrześcijańskiem, więcej: chrystusowo-poetyckiem. Jest to wielki subjektywny wszechpoemat, prozą scholastyczną napisany. Treścią jego: powszechna rzeczpospolita, federacya wszystkich ludów, w której przezydent nazywałby się imperatorem rzymskim [2].