Tak więc Alighieri chciał świat z gruntu przetworzyć. To nie był mąż stanu, lecz prorok, apostoł; ale, że swe apostolstwo ubrał w formę traktatu politycznego i że przyszłość chciał zbudować natychmiast na dobrych chęciach żyjącego monarchy, więc był zarazem rewolucyonistą, rewolucyonistą jednak nowatorem, nie burzycielem. Swą wiarą w zbawienność państwa odsłania nam w sobie typ jaknajbardziej przeciw-anarchiczny. «Nie być obywatelem» — to było w jego oczach największem nieszczęściem. Jeśli miotał pioruny gniewu na Florencyę i Kuryę rzymską, nie były to kamienie rzucane z barykad w bojowej zapamiętałości sekciarza, lecz groty wymierzone przeciw bezrządowi właśnie i zamachom na święte posłannictwo cesarza rzymskiego. Groty te były niekiedy maczane w truciźnie uraz osobistych, ale godziły w to, co runąć powinno było.
Ale tego wysokiego stanowiska nie zdołali uszanować pisarze włoscy rewolucyjni. Szukając sprzymierzeńca w jakimś wielkim rodaku, trafili na Danta i zrobili go właśnie — sekciarzem. Wyzyskano jednostronnie obelgi rzucane przezeń na papieży w rozmaitych pieśniach Komedyi, wyzyskano to, że ich poddawał katuszom w swem Piekle za chciwość, którą piętnował słowy:
Z złota i srebra zrobiliście Boga:
Czemżeście różni dziś od bałwochwalców,
Jeżeli nie tem, że oni jednemu —
Wy stu bałwanom pokłon oddajecie?
(Piekło XIX).
Za obłudę księży, którą nielitościwie wyśmiewał:
Chrystus Pan nie rzekł pierwszym Apostołom:
Idźcie i światu ogłaszajcie brednie.
................