miało jakoby uczynić jałową. Dopatrzył się on w losach idei Dantejskiej jakiejś tragedyi rozbicia i skomponował z właściwym sobie talentem i wymową — la tragédie de Dante. Ma ona polegać na tem, że swój kosmopolityzm rzymsko-niemiecki poeta sam paraliżował wybitnem poczuciem narodowem, które go natchnęło przecież do stworzenia nowego języka i nowej poezyi włoskiej, i że torować chciał drogę panowaniu obcemu — w dobie budzącego się potężnie nacyonalizmu; że rewolucyjny z ustroju, był pragnieniami Epimeteuszem, «utopistą przeszłości»; że chciał glob ziemski poddać pod jednę władzę, wtedy właśnie, gdy narody zaczęły dosadnie rysować swe udzielne kontury; że wreszcie swe wizye apostolskie wcielał w obumarłe, przebrzmiałe niepowrotnie formy wszechpaństwa rzymskiego [1].
- ↑ Ciekawy i znamienny jest rodowód tego efektu z «Tragedyą Danta», którym J. Klaczko kończy swą książkę, niby uroczystym epilogiem i zarazem ostateczną formułą geniuszu poety. Owoż, popierwsze, charakterystyka Danta jako kosmopolity jest dziełem Wegelego, co zresztą autor Wieczorów Florenckich przyznaje, ale tenże Wegele jest także ojcem pomysłu o tragiczności w losach idei Danta, czego z wielką — mniemam, ujmą dla prawdy i ścisłości — Klaczko nie zaznaczył. Godzi się wszakże objaśnić, że znakomity dziejopis niemiecki rozumie doskonale i uznaje całkowicie, iż ta idea imperium rzymskiego, którą wyszkicował Dante, nie ma w sobie nic prawdy, nie jest zgoła historyczną, jest mystyczną i właśnie jako taka i jako własna fikcya — dodam od siebie — podatną do wszelkich utopii (W. 356—7). Może więc być mowa jedynie o tragiczności tkwiącej w spełznieniu planu odbudowania światowładczej i wedle Danta opatrznościowej Romy. Lecz Roma — to tylko forma idei dantejskiej. Duch jej przetrwał niespożycie.
Sam Wegele znakomicie osłabia i nawet do zera sprowadza w innych miejscach swego cennego dzieła to, co wyrzekł był o sprzeczności owej. Powiada bowiem trafnie, że Dante wolał okupić jedność Włoch (dodajmy — i ludów) małem ustępstwem dla obcego mo-