Strona:PL Cezary Jellenta Dante.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

przez formy przypadkowe wybujałych egoizmów narodowych.
Tylko pomysły drobne bywają urzeczywistniane natychmiast, a wszelka idea odnowicielska musi wprzód opłacić swą wielkość krzyżem lub wygnaniem, nim trafi do serc i doczeka się apoteozy. Tak było i z Alighieri’m — i zobaczymy dalej, że go apoteoza, jedna z najwspanialszych, nie minęła. Sprawdziło się na nim co do joty jego własne «Proroctwo», przypisane mu sposobem wzniosłej fabuły poetycznej przez Byrona:

Do nieba wzbijał się nadludzkiem męstwem,
Był nowym Prometejem nowym ludziom,
Szafarzem bogom wydartego skarbu.


Gdzież tu owa dręcząca fatalność chimery?
Była nią dola wybrańca, tem jeno bardziej gorzka, że to był wybraniec z wybranych. Jeżeli coś tragicznego wyziera z profilu Danta, to smutek duszy bezwzględnie samotnej i lekka pogarda człowieka, który patrzy na głupie i grube ręce, zakopujące na długo skarb ludziom niezbędny.
Tragedyą była owa bezbrzeżna żałosna gorycz, zasadniczy rys jego duszy. O niej słusznie mówi Macaulay, że pochodziła z wewnątrz i że wszystko w nim, wszelką pociechę i radość, przetwarzała w siebie, że była jak owa niebezpieczna gorycz ziemi sardyńskiej, o której mówią, że nawet w miodzie jeszcze się odzywa.
Tragedyą było w życiu tego człowieka, że, pragnąc zbliżyć się do ojczyzny, oddalał się od niej, aż wreszcie na zawsze Toskanię opuścił (1316); tragedyą było wogóle, że genialna matka — Florencya, genialny syn — Dante, zamiast się uwielbiać, w końcu znienawidzili się. Ale, jak swój nieśmiertelny poemat nazwał Komedyą dlatego, że się dobrze kończy, tak i w życiu swem niedaleki był zorzy sła-