Strona:PL Cezary Jellenta Dante.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

wy i względnego spokoju, do których miano tragedyi nie bardzo pasuje, wbrew powszechnej legendzie o Dantym.
Dla pięknego kłamstwa nie wolno poświęcać jeszcze piękniejszej prawdy. Boć wspaniałą jest ta głęboka, niesłabnąca wiara w swoję ideę i ta stałość dla idei gibelińskiej unosząca się jak niezmęczony orzeł ponad szczytami Alp i Apeninów — pięknym widokiem owa cześć, jaką mu okazywali po śmierci Henryka tacy jak Uguccione della Faggiuola, wielokrotny pogromca welfów, i Can Grande della Scala, na którego dworze w Weronie Dante żył dosyć szczęśliwie, jeśli nie liczyć drobnych, zdaje się, niesnasek z kuglarzami, których tam nie brakło. Wspaniałem wreszcie nad wszelką miarę jest to nadzwyczajne spotężnienie i zmężnienie charakteru, które pozwalało wygnańcowi zrzucić z siebie do reszty strzępy dawnego egotyzmu i drażliwości osobistej. «Bez cienia względu na korzyść własną — mówi wielki poeta dzisiejszych Włoch, Jozue Carducci — wzniosły ten żebrak błądził z zamyśleniem i wzgardą po ziemiach Italskich, szukając, nie chleba i nie spoczynku, lecz dobra powszechnego. A czy znajdował prawdę filozoficzną, czy zwrot mowy ludowej, czy wiarę Chrystusową, czy majestat Imperium — strasznym był w swoim gniewie na tych, co śmieli przeczyć» [1].

Już go wtedy nie bolały tak bardzo wściekłe miotania się Florencyi. Kiedy protektor jego i przyjaciel Uguccione d. Faggiuola zadał Florentczykom klęskę pod Montecatini, potwierdzili oni znowu słynny wyrok, z tą zmianą, że go rozciągnęli i na synów poety i że tym razem winowajcom groziło, nie spalenie na stosie, lecz ścięcie. Ale Dante już tych wybuchów nienawiści tak bardzo do serca nie brał.

  1. Giosue Carducci: L’opera di Dante (p. 31. Bologna MDCCCLXXXVIII).