tnicę ułaskawienia przez rząd Florencyi, która przecież niedawno przedtem jeszcze wyrok zaostrzyła, jak i odpowiedź poety, daną życzliwemu księdzu — a to na zasadzie, iż nie wspomina o nich kronikarz Villani, oraz, że odmowa poety byłaby w niezgodzie z żalami, których nie brak w dalszych pieśniach Komedyi, stworzonych mniej więcej w tymże czasie. — Nie zdaje mi się, ażeby wywód ten był dostatecznie przekonywającym i mógł naprawdę obalić opowieść Boccaccia. Godzi się owszem mniemać, że wprost niepodobieństwem było, ażeby Florencya przy zmiennych swych rządach i wobec rosnącej sławy poety — nie uczuła się ani razu skłonną do przebaczenia. A to, że w Komedyi są skargi i wylewy tęsknoty nie usuwa bynajmniej nakazu dumy i wytrwania w rzeczywistości. Tam — sen, wizya, poezya, w której wszelkie uczucia tęsknoty z rozmysłu jakoby zebrane zostały w jeden wieniec i w której bohater jest uosobieniem pokory; tu — jawa, w której baczyć należało, ażeby godności swej nie przynieść ujmy.