wielkich naszych wieszczów uczuła w sławnym wygnańcu wzniosłą miłość ojczyzny, namaszczone poświęcenie dla idei i chłoszczące szyderstwo. Mickiewicz, jak już wiemy, przekładał z mistrzowską prawdą, uczuciem i bezmierną szerokością urywki Piekła; jego pierwszej, wstępnej tercyny pieśni III nigdy dość często przytaczać nie można:
Przeze mnie droga w miasto utrapienia,
Przeze mnie droga w wiekuiste męki,
Przeze mnie droga w naród zatracenia.
Stanowi ona i w oryginale ogniwo najwspanialsze, w złowrogim rytmie swym — naszemu językowi niedostępnym — jedyne na świecie, a szlachetnością i muzyką brzmienia zdolne przyprawić o nieprzytomny zachwyt:
Per me si va nella città dolente,
Per me si va nel’ eterno dolore,
Per me si va tra la perduta gente.
A Juliusz Słowacki? Słusznie pisze on do autora Irydyona: «... Na spotkanie twojej czarnej Dantejskiej chmury prowadzę lekkie, tęczowe i Aryostyczne obłoki». Bo całe «Poema Piasta Dantyszka, herbu Leliwa o Piekle» cechuje pewna przedziwna lekkość i powiewność. To nie są straszne pożary mąk piekielnych, lecz raczej skaczące błędne ogniki, błyskotliwe race uczucia, wobec których nie zupełnie przekonywającemu wydadzą się słowa:
Mój widok sądem jest, mój płacz przeraża,
Umarli co mię zobaczą, nie zasną:
Bóg może nawet twarz odwróci jasną
Na blask boleści, który ze mnie strzela.
W tem jednak skrzywdził siebie Słowacki, że zawiele oddał Aryostowi; jest bowiem w całej tej fantazyi sam so-