bą, niezrównanie rodzimy we wszystkiem, co się dzieje dokoła szlachcica z czapką na bakier na głowie, niosącego krwawy zapozew Bogu. Czy gdy Dantyszka niosą aniołowie «nakształt zerwanej stokroci w tęczę złotowłosą», czy go przeprawia w czarnej łodzi «człowiek, co, wożąc mgły, zarabia chleba», — zawsze i wszędzie jest to strzelistość olśniewająca «Beniowskiego», świetne meteory tragedyi, miotającej pioruny, czerepy i węże, rozlewającej się w kałuże krwi, spowitej w straszne kiry, tęskniącej bielą gołębi lub łabędzi.
I dlatego zasadnicza piekła Dantyszkowego tonacya, choć raz po raz czyni wrażenie, jakoby z motywu Ugolinowego wziętą była — ma swoje źródło we własnej jaskrawej fantazyi Słowackiego, do której obraz mąk Ugolina, poprostu, szczególnie przypadał:
Widziałem rzeczy straszne i żałobne,
Widziałem ludzie do wężów podobne
I zrastające się ich ciała z gadem:
Ale ten zdrajca, ośliniony jadem,
Ale ten własne gryzący piszczele,
Ale ten blady w lamentów kościele,
Oplwany cały krwią zdradzoną w oczy;
Ale ten straszny, co psim zębem broczy
Białą pierś żony i bolem się żywi,
A gdy zapłacze, to piekło zadziwi —
Ten jeden z myśli mi trupy wygonił
I zadziwiłem się, żem łzę uronił.
Choć poeta skorzystał z niektórych ważnych epizodów Komedyi Boskiej, gdy np. pokazał swemu Piastowi nawet Papieża w piekle — nadał mu znaczenie nadzwyczaj swojskie i głęboko trafne. I przeto w ogólności rzec można, że Dante odbił się u Słowackiego jako potężny zapładniający bodziec, którego zasługi nie zmniejsza chyba