Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/44

Ta strona została uwierzytelniona.

madką. Że też on zawsze musi obrać jakiś punkt, jakąś przybrać podstawę, co go od drugich wyróżnia. Już wydobył „gęśliki“ dostraja je i oto już brzmi butna a zarazem taka rzewna nuta „Kościeliskiej“ pieśni. Naturalnie Józek już się porwał do tańca, jakby poczuł gwałtowną potrzebę rozruszać sobie trochę nogi. Grajek spogląda na chłopca z uśmiechem, porusza jedną nogą do taktu, to już jest u niego nieodzownem i przechodzi w „drobnego“. Lecz wkrótce uśmiech ten przybiera wyraz smutny, prawie bolesny. Jasiek patrzy przed siebie, ale już nie widzi swego otoczenia, już myślą nie jest z nami, on patrzy w przyszłość. I to się za każdym prawie razem powtarza, gdy grać zacznie. Z motywu do motywu przechodzi i już się wtedy nie łatwo z nim dogadać. On wtórzy myślom swoim, gra dla siebie. Ileż razy, gdy towarzysze zajęci są jaką czynnością, on wymyka się niepostrzeżenie, wybiera jakąś samotną urwistą skałę i stanąwszy na niej z nienaśladowaną swobodą i wdziękiem, gra jeszcze rzewniej, jeszcze tęskniej. Poznawszy ten jego obyczaj, staram się zawsze z za jakiegoś krzaka lub głazu napatrzeć się, nasłuchać się tego typu „ostatniego staroświeckiego górala“.
Że Jasiek nie o przeszłości marzy wtedy, świadczy ten uśmiech tęskny i smutny. Kiedy on myśli o przeszłości to uśmiech jego jest wesołym. Wszakże według własnego świadectwa tego poety filozofa, on „ani jednego dnia w życiu nie był nieszczęśliwym“. Ale przyszłość ta zawsze niepewna. Czy w przyszłem życiu będzie mógł błądzić po swoich ukochanych wirchach? „Bo ja i tam długo na jednem miejscu nie usiedzę“ — mówi on o sobie.