Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/66

Ta strona została uwierzytelniona.

te miejsca z sumiennością, staraniem i zadziwiającą ścisłością badał wtedy, kiedy jeszcze nie bywało w Zakopanem podobnych tobie — zawsze bez urazy — taterników, pytających co chwila dla czego to jeszcze tak daleko do tego Morskiego Oka.
Wszystkie te uwagi mające niby służyć ku pożytkowi i zbudowaniu twemu szanowny Czytelniku, stanęły mi w myśli, gdym dobrze wyspany wyszedł na ganek schroniska, przed wschodem słońca, podziwiając nie wiem po który już raz zawsze świeży i zawsze uroczy obraz. Nasi turyści z nad „modrego Dunaju“ spoczywają jeszcze. Po niejakiej chwili wychodzi jeden z nich, jakiś młody doktor, ale już nie pamiętam czego. Zaczyna zwykłą rozmowę wypytując o szczegóły miejscowości o naszą wycieczkę itd.
— A i my byśmy chcieli też być choć na Gierlachu i Łomnicy.
Spojrzałem bliżej na jego zmęczoną figurę i zapytałem Gladczana:
— A jak oni tam szli wczoraj?
— Eh, kiepsko — rzecze węzłowato przewodnik.
Turysta musiał w tej chwili dostrzedz na twarzy mojej, jakiś giest wątpiący, bo dodał:
— A dlaczegóżby nie, to przecież musi być coś w guście Zawratu, a myśmy wczoraj tam byli.
— No, niekoniecznie — rzekę — Zawrat to właściwie nie wycieczka, ale gościniec tatrzański, którędy na wycieczki i damy chodzą.
W tej chwili dwaj pozostali wynurzyli się także ze schroniska, ale z postawą jeszcze mniej obiecującą.
— Mnie się zdaje — dodałem — że panowie, przeszedłszy Polski Grzebień będziecie mieli dość.