Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/68

Ta strona została uwierzytelniona.

drzwiami i kiwając głową, uśmiechem oznajmia, że nas poznaje, choć się już w tym roku nie spodziewała.
Jaworzyna węgierska, mocno przypomina Zakopiańskie „Hamry“. Podobne położenie w wąwozie, takie same domki robotników, zwierzyniec, czarne żuzlami wysypane drogi. Są tu kuźnice a teraz i młyn do mielenia „smereków“ (zn. świerków) na papier. Wesoły i śpiewny ludek z przyjemnością zużytkowywa świeżo przybyłą kapelę i znów podłoga dudni długo wieczór. Jest dla odmiany i dobre piwo; „herba“ kipi obficie, gwar wesoły. Nawet jakiś rodzaj maskarady urządza się na prędce. Ktoś z miejscowych facetów przebiera się za konia czy wielbłąda, ku wielkiemu przerażeniu żeńskiej połowy towarzystwa. — Wyszukajcie mi na jutro rano M. Dobranoc chłopcy!


∗                    ∗

Znów pogoda. Wyszukano M... Jest to dawny robotnik; per modum przewodnik po miejscowych górach; w chwilach zaś wolnych od zatrudnień, a tych ostatnich ma bardzo mało, oddaje się „palence” (zn. wódce). Szkoda; widocznie chłop niegdyś tęgi w ostatnich latach bardzo podszarzany. Kiedyś robiąc kilkodniową wyprawę w pasmo Murania, wziąłem go z sobą, nie dla wskazywania drogi, bo przy Zakopianach to jest zbytecznem, ale dla zebrania nazw miejscowych dla turni, regli, dolin i t. d. Pomimo, że wówczas „palenka“ mniej jeszcze dała mu się we znaki, biedak po pierwszym dniu tak był „zmachany“, żeśmy go ledwie dowlekli na nocleg „hipnąwszy“ co prawda po tęgiej wycieczce na kilka szczytów,