Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/72

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko miejscu pnie się po ścianie wąziuchna i mniej wygodna perć i ta w znacznej już wysokości zagrodzona wysokim progiem a raczej barykadą kilka stóp długą, wązką a w dodatku od strony przepaści pochyłą. Na wiosnę górale przesadzają przez ten próg jagnięta na pyszną szczytową halę (zn. pastwisko górskie), i nie zaglądają do nich aż w końcu lata, aby je znowu poprzesadzać z powrotem do domu. M... wyzuł się z kierpcy, zdjął z siebie wszystko co zdjąć mógł bez obrażenia naszej wstydliwości i zabierał się nie bez widocznego zakłopotania do dania nam przykładu. Tymczasem Józek dawno już z całym swoim zwykłym pakunkiem przeszedł na drugą stronę i my już się za nim przebieramy. W rzeczy samej próg ten jest niemiły. Możnaby go w półgodziny tak urządzić, że i jagnięta by były zawarte i M... nie potrzebował by się tak rozbierać. Szczęściem, że mu górale dodali dobrze araku do herbaty, tak mniej więcej pół na pół, bo by go było w koszuli dobrze „wygwizdało“ na hali, choć dzień był pogodny i niby ciepły. Podziwiał też cudowne skutki tej „herby“, bo mu Zakopianie wmówili, że była czysta, tylko że tak mocno naciągnęła. Wystawiam sobie, że jagnięta mają tu rozkoszne życie. Rozległa, pochyła płaszczyzna aż do samego szczytu bujną, śliczną paszą zarosła. Tu i owdzie trochę kosówki, jakby na schronienie od burzy i deszczu. Tylko niestety orły z pod Łomnicy, czasem je tu odwiedzają wybierając dziesięcinę. Jest także podanie, że razu pewnego, sprzykrzywszy sobie zbyt jednostajny choć wygodny żywot, wszystkie jagnięta jednogłośnie postanowiły i wykonały wycieczkę. Naprzód jedno stanąwszy nad urwiskiem i wyjrzawszy