Strona:PL Chałubiński - Sześć dni w Tatrach.pdf/74

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem M... odebrawszy z powodu żartów, jakicheśmy się względem niego dopuszczali, hojniejszą niż może się spodziewał zapłatę, już zakomenderował „palenki“ i zebrawszy sobie jakieś auditorium na stronie, opowiadał co to on z nami miał za biedę, zanim nas na Murań wyprowadził.
— Widzi się że tęgie chłopy, a jak przyszło przejść przez próg to jak baby.
Zakopianie słuchając z boku zanosili się od śmiechu, nie przerywając mu wcale.
— Słuchajcie-no Wojtku, rzekę do Ślimaka, wyprawcie tego biednego M... z karczmy, niechże przecie choć raz w rok jaki grajcar do domu przyniesie.
Ślimak, człek miłego melancholijnego oblicza, surowych obyczajów i niesłychanie delikatnego obejścia, ale przytem jako dawny wojak stanowczy w postępowaniu, dobrawszy do pomocy Raja i Szymka, wziął się do dzieła. — Najprzód wciągnęli do kompletu gospodynię, która oświadczyła krótko i węzłowato, że M... ani kropli palenki więcej nie dostanie.
— A ha, to taka wdzięczność — zawoła do żywego obrażony — a czy wiecie że żeby nie ja, tobyście ich tu dziś nie mieli, bo już chcieli chybać do Żdżaru na nocnik (sic!).
Nowe huczne śmiechy. Nic nie pomogło. M... wyłączony za nawias, zawiedziony w całodziennych nadziejach musiał rad nierad wrócić dziś do domu na trzeźwo. Górale tańczyli długo.


∗                    ∗

Nie wiele Ci już mam do powiedzenia szanowny Czytelniku. Znów pogoda. Marcinkowe siwki wypo-